Wiecie za co jestem na siebie najbardziej zła, jeśli chodzi o ubiegły rok? Ale tak bardzo, bardzo zła?

Za moje niezorganizowanie.

Mimo, że było to zaskakujące 12 miesięcy, które przyniosło wiele radości – ogrom rzeczy też zaniedbałam. I właściwie mogę tu obwinić się nie tylko za brak organizacji, ale i lenistwo, które często całkowicie mnie wypełnia ograniczając moje wysiłki do obowiązkowego minimum.  Taki leń we mnie siedzi, siedzi…. i nie chce opuścić.

Zauważyłam też, że gdy mój dzień jest wypełniony większą ilością obowiązków to jestem jakby bardziej produktywna. Zupełnie tak, jakby odhaczone z listy obowiązków rzeczy dodawały energii do wykonania kolejnych… Tylko, że gdy człowiek rozsiądzie się z kawą, z klockami lego lub dziecięcą książką i w odskoku ugotuje tylko obiad czy też usmaży szybkie naleśniki – rozleniwia się.

Niezorganizowane lenistwo i brak obowiązków rozleniwia.

I wiecie co mi się tak bardzo mocno marzy? By zmienić pracę na taką, którą mogłabym wykonywać rano, a nie wieczorem. Bo do wieczora to ja zazwyczaj jestem już po prostu KAPUT, a pójście do pracy zamiast odstresowaniem i odpoczęciem od całego dnia z dziećmi – okazuje się być największą karą codzienności. To takie całodzienne oczekiwanie na wieczór, by odhaczyć ten ostatni obowiązek  i człowiekowi po prostu na samą myśl odechciewa się czegokolwiek. Zabijana jest produktywność, energia i chęci do działania.

Dlatego w tym roku postanowiłam, że pracować wieczorami chcę w miarę możliwości mniej. Mocno wierzę, że luźniejsze wieczory wpłyną pozytywnie na moją psychikę, co zaowocuje bardziej produktywnym dniem – myślicie, że mam rację?  A w miarę możliwości chciałabym również zamienić pracę z wieczora na rano – mam nadzieję, że kurs niemieckiego, na jaki od paru miesięcy uczęszczam otworzy mi ku temu drogę… .

 

A Wy jakie zmiany najbardziej lubicie? Wolicie odbębnić pracę z rana czy iść do niej dopiero późnym popołudniem lub wieczorem?

Author

Matka, żona, fotografka, modelka i blogerka w jednym

Write A Comment