Jestem osobą, która już za małolaty garnęła się do pracy. Mimo młodego wieku bez problemu wymieniam więc moje pierwsze 7 prac, z którymi miałam styczność. Każdy grosz cieszył; czasem tak bardzo, że chodząc do szkoły pracowałam w dwóch miejscach równocześnie, do matury uczyłam się za barem, a w czasie wolnym myłam samochody…  Serio!

 

WŚRÓD SADÓW I PÓL

Wśród pól i sadów można było mnie ujrzeć w wieku gimnazjalnym. Każde wakacje w rodzinnej wsi wiązały się z dorobieniem paru groszy i to dobrych groszy! Choć żniwa trwały od świtu do zmierzchu, a pokaleczone nogi szczypały przez kilka kolejnych dni – z przyjemnością w nich uczestniczyłam. Podobnie było ze zbiorem owoców,na które często wybierałam się jeszcze przed wschodem słońca, by zacząć jak najwcześniej. Im więcej łubianek – tym więcej złotówek. Im więcej złotówek – tym większa satysfakcja. No i ta rywalizacja ze znajomymi, która tylko przyspieszała tempo rwania wiśni – piękne czasy!

 

ULOTKI, GAZETY I HOSTESSA

To całkiem podobne do siebie prace, dlatego upchnęłam je w jednym punkcie. Również zaczęłam wykonywać je w wieku gimnazjalnym, choć jeszcze w liceum z przyjemnością łapałam się ich dorywczo. Najśmieszniej było z gazetami z Kauflandu, które w domu zwijałam w ruloniki, a następnie niczym w amerykańskich filmach jadąc skuterem rozrzucałam je ludziom pod furtki. Miałam frajdę; jadąca ja i rzucająca koleżanka.

Ale jeszcze śmieszniej było, gdy będąc nietypową hostessą – KINDER NIESPODZIANKĄ – rozdawałam ludziom w markecie ulotki i zapraszałam na promocję. Nikt nie umiał mnie rozpoznać, a ja niczym duża kula ganiałam znajomych mając z tego niezły ubaw. Minusem był ból pleców, który po całodziennym noszeniu stelażu wielkiej kinder niespodzianki dawał się we znaki. Ala kasa bardzo dobra, więc poświęcić się było warto.

 

BARMANKA BĘDĄCA KELNERKĄ

Te prace przewijały się od liceum aż po sam koniec. To dyskoteka, to kawiarnia, to restauracja… Nauczyłam się robić płonące drinki, rozróżniać rodzaje sztućców, zarządzać interesem i mieć wszystko na swojej głowie. Napiwki często były zadowalające. Praca ta nie kolidowała z moją maturą, bo w tygodniu, gdy w dyskotece, która zamieniała się w bar panowały pustki – siadałam z korepetytorką przy stoliku i uczyłyśmy się matematyki. To nic, że nie miałam prawie w ogóle czasu wolnego. Po szkole prosto do pracy, po pracy marzyłam o śnie, a rano znów do szkoły. Weekendy? W weekendy to dopiero było zapiernicz, a jak wolne to dorabiałam na myjni samochodowej.

 

MYJU MYJU, PUCU PUCU

Pracowałam też na myjni samochodowej. Nie myłam samochodów, bo to wbrew moim pozorom było strasznie ciężkie! Za to pucowałam je w środku, odkurzałam i prałam tapicerki, myłam szyby, wszelkie plastiki i inne elementy. Praca czasem monotonna, ale też szło się narobić. Zwłaszcza w soboty, gdy ludzie kolejkami ustawiali się, by odpicować swoje wozy. Świetna atmosfera i grono mężczyzn jednak wszystko rekompensowało. Uwierzcie – dużo lepiej pracuje się z facetami!

 

MCDONALD`s NIE TAKI STRASZNY

To moja pierwsza prawdziwa praca po skończeniu szkoły. Najwspanialsza. Choć totalny ze mnie tłumok z matematyki, już na samym wstępie po dwutygodniowym szkoleniu zostałam mianowana na asystenta rachunkowego. Odpowiedzialność nieziemska, tysiące, a w niektóre dni nawet dziesiątki tysięcy złotych przechodziły mi przez palce na koniec każdej zmiany. Pieniądze dzięki temu lepsze, ale nie adekwatne w stosunku do odpowiedzialności. Mniejsza jednak z tym, bo z wypłaty byłam zawsze zadowolona – 1400-1450zł na rękę te 5/6 lat temu bardzo cieszyło!

Praca była świetna, tylko ludzie mniej. Awansował ten, kto podlizywał się szefowi, a nie ten, który miał ukończone wszystkie szkolenia, także trzeba było zagryzać język, by nie wypalić za dużo. Ja wypaliłam – po powrocie z delegacji w Warszawie, gdzie pracowałam podczas EURO w Strefie Kibica – powiedziałam co myślę i zwolniłam się. Tak po prostu. Zmieniłam też wtedy swoje życie – zerwałam z facetem, z którym nie rozumiem czemu w ogóle byłam – ćpał i żył na garnuszku rodziców –  i niespodziewanie poznałam mojego obecnego męża.

Sentyment do McDonaldu jednak pozostał… Nie rozumiem ludzi, którzy narzekają na McDonald`s, naprawdę. To wspaniała praca nie tylko dla młodych ludzi ! Harówka czasem była, ale ja ją uwielbiałam – czas leciał w mgnieniu oka. Po pracy chodziłam prosto na myjnie, a więc jak widać – nie było aż tak ciężko. A jeszcze lepiej wspominam Warszawę… tam nie było nawet chwili żeby się napić! Dziesiątki tysięcy ludzi, krzyki, zamieszanie – pracowało się, jak robot, ale niczym się obejrzałam – zbliżał się koniec mojej zmiany. Po tej pracy znów wróciłam do kelnerowania…

 

EKSPEDIENTKA

Gdy wyprowadziłam się do Częstochowy przeraziłam się tym, jak ciężko jest znaleźć pracę. A gdy już znalazłam kilka ofert, przeraziłam się, jakie stawki i jakie śmieciowe umowy są mi proponowane. Myślałam żeby zahaczyć o Mc`Donald w końcu doświadczenie już miałam i pewnie przyjęliby mnie od ręki, ale chciałam spróbować czegoś nowego. Nie było opcji bym poszła do pracy za 5zł na godzinę, co ja bym zrobiła z taką wypłatą? Nawet na rachunki by mi nie starczyło… Więc kilka tygodni szukałam, pytałam, przeglądałam oferty… Cv miałam zawsze ze sobą. Również tego dnia – upalna sobota a my z moim chłopakiem (teraz już mężem) wybraliśmy się na rowery. Nagle zauważyłam kartkę na drzwiach jednego ze sklepów obuwniczych. A co mi tam, pomyślałam. Ubrana na sportowo, totalnie na luzaka postanowiłam zanieść CV. Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne, ale nie miałam czasu, by jechać do domu się przebrać…  I o dziwo wywarłam na właścicielkach, które akurat zastałam, tak pozytywne wrażenie, że już niemal dały mi do zrozumienia,że po weekendzie zadzwonią w celu umówienia się na konkretny dzień. Pracę dostałam, całkiem dobrą, choć nauki było sporo. Koniec końców po kilku miesiącach zostałam jednak bez niej… bo po roku starań udało mi się zajść w ciąże.

 

SOLARIUM

Ginekolog nie pozwolił się przemęczać, brzuszek powoli rósł, a ja potrzebowałam pieniędzy. Pech chciał, że mój facet również pracę stracił, bo nie było żadnych zleceń, a co gorsza nie mógł znaleźć w Częstochowie na szybko nic innego. Zostaliśmy w ciemnej, bardzo ciemnej dupie, która zmusiła nas do powrotu do rodzinnej miejscowości męża. Trzeba było łapać się czegokolwiek, jakoś żyć. No więc podjęłam najmniej opłacalną pracę w moim życiu, byleby coś w ogóle robić – solarium. Miałam cudowną szefową, która była w tym samym miesiącu ciąży, co ja. Powiedziałam jej na wstępie szczerze co i jak i… pracę dostałam. Pieniądze były niewielkie, ale liczyliśmy wtedy każdy jeden grosz, więc nawet taka skromna wypłata była istotna.

 

 A TERAZ?

Zacznę od tego, że… zapomniałam o kilku pracach. Tyle tego było, że ciężko jest się we wszystkim odnaleźć. Właśnie wieczorem przyjaciółka przypomniała mi „a rozwożenie pizzy?” A no właśnie – pizzę też rozwoziłam, skuterem. Parę razy wyjeżdżałam dorobić za granicę, opiekowałam się psami, pracowałam na kuchni u turka… no jest tego trochę.

Powiem Wam szczerze, że macierzyństwo rozleniwiło mnie totalnie. Praca w domu okazała się dużo cięższa i bardziej wykańczająca niż wszystkie inne, ale przyzwyczaiłam się do niej do tego stopnia, że wcale nie chce mi się wracać na żaden pełen etat. Pranie, sprzątanie, gotowanie i wszelkie inne czynności nabrały większego tempa i częstotliwości. Mimo to jednak podjęłam dodatkową pracę na mniejszą umowę po to, by móc w końcu wykończyć mieszkanie. Pewnie zajmie mi to kilka lat, ale… satysfakcja zostanie.

W drodze drugie dziecko – dziewczynka, a więc już niedługo, bo z początkiem grudnia albo końcem listopada – obowiązków przybędzie jeszcze więcej. Zdaje sobie sprawę, że będzie ciężko – tym bardziej, że chciałabym pogodzić urlop macierzyński z blogiem i pracą. Ale kto sobie da radę, jak nie ja? Mam nadzieje, że wychowywanie dwóch urwisów nie wykończy mnie totalnie i jeszcze kiedyś zapragnę znów podjąć pracę na pełen etat. A może zrobię to po to żeby trochę odpocząć? Kto wie 🙂

 

 praca mamy

 

Może i Ty masz ochotę podjąć wyzwanie #myfirts7jobs i napisać post Moje Pierwsze 7 Prac ?

To jeden z nielicznych blogowych łańcuszków, który mnie skusił! Skuś się i Ty i daj znać o wpisie – z przyjemnością go przeczytam !

Author

Matka, żona, fotografka, modelka i blogerka w jednym

20 komentarzy

  1. swietny post! Widac, ze nie boisz sie prawdziwej ciezkiej pracy! Praca w roznych miejscach ma to do siebie ze zdobywa sie rozne doswiadczenie oraz sprzyja rozwojowi. Zmiany sa dobre i nalezy do nich przywyknac! Gratuluje tej ostatniej pracy jako mama na pelnym etacie bo wiem ze zdecydowanie jest najciezsza i najbardziej wymagajaca 🙂 wierze ze na pewno dasz rade z dwojka malych potworkow 😛
    btw zapraszam do mnie na posta o tym jak zmienilo sie moje zycie przez ostatnie kilka lat 🙂
    https://brbadventures.wordpress.com/2016/12/03/changes-changes-everywhere/
    Kasia

  2. Ja niestety nie naliczyłabym tylu prac 🙂 Kiedyś pracowałam przy wyrobie biżuterii z kamieniami, a także metkowałam towar u chińczyka 😀 Teraz dopóki się uczę nie potrafię połączyć pracy i studiów

  3. Super wpis, czyta się jednym tchem 🙂 Bagaż doświadczeń zawodowych masz już duży – to nie ulega wątpliwości. Trzymam kciuki, byś jednak mogła wrócić wkrótce do pracy i realizować się również na tym gruncie – nie tylko rodzinnym czy blogowym 🙂

  4. tez zaczynalam w gimnazjum ulotkami, potem w szkole sredniej pare prac i w jeden zostalam nawet na 2 lata… tez pewnie uzbieraloby sie z 7 prac, a jestem kilka lat od ciebie mlodsza 😀 Ale takich hardkorowych nie mialam jak mcdonalds czy myjnia, nawet nie chcialam, jakos mnie to odrzucalo. Ale tez slyszalam ze praca w Maku dobra. Teraz roznych rzeczy sie chwytam i cos tam udaje mi siie zarobic 🙂
    I gratuluje kolejnego bobaska hihi

  5. Fajnie się czyta, bo u mnie też było podobnie. Pierwsze jakieś tam proste prace miałam już w podstawówce, a liceum przepracowałam całe, też ucząc się jednocześnie do matury 🙂 (U mnie jeszcze nie było wtedy gimnazjum). Bardzo dobrze to wspominam, szczególnie ze względu na fakt, że dzięki temu, nigdy nie miałam specjalnie problemów ze znalezieniem kolejnej pracy w późniejszych latach 🙂

  6. Cudnie że nie boisz się pracy i cały czas coś robisz 🙂 gratulacje córeczki 😀 jednym słowem będzie się działo 🙂

  7. Czytałam Twój artykuł z sentymentem, bo wiele z tych prac sama przeszłam.
    Zaczynałam też wśród sadów i pól i do tej pory bardzo miło to wspominam.
    Wyjazd z miasta wspólnie ze znajomymi i ta rywalizacja, kto prędzej i więcej zbierze, a na koniec dnia kto bardziej pokaleczone miał ręce.
    I ten smak pierwszych zarobionych pieniędzy… wspaniałe doświadczenie! 🙂
    Pozdrawiam serdecznie!
    Asia

  8. Wśród sadów i pól… Można chyba zobaczyć wielu młodych w takim wieku! Sama mam to na koncie. 🙂

  9. Zastanawiałam się czy nie zrobić takiego wpisu u siebie, ale ja jak do tej pory miałam 5 prac, a nie 7 😀

  10. Ja też zaczynałam wśród sadów i pól. Ech, pamiętam do dziś, 20zł dniówki za zbieranie wiśni… ale jakie to kosmiczne pieniądze wtedy dla mnie były. Aż zatęskniłam za tymi czasami 😀

    • To ja miałam trochę więcej, pamiętam że wychodziłam 50-70zł 🙂 Pewnie stawki były zależne od sadu, właściciela i miejscowości… 🙂

  11. Podziwiam kobiety, które potrafią pracować z domu, w dodatku kiedy muszą dzielić czas z maluszkiem. Zaskoczyła mnie pensja w McDonald’s. Myślałam, że tam są dużo niższe stawki.

    • McDonald`s naprawdę jest zaskakująco fajnym miejscem pracy. Muszę dodać, że pracowałam wtedy na 3/4 etatu! 🙂

  12. Ja niestety do tej pory póki co wykonuję 3 prace jako mama na pełen etat, rozglądam się aktualnie za następnym zajęciem więc kto wie co to będzie.

Write A Comment